Cięciwa

C

Myślałam, że pęknę. Naprawdę. Codziennie wstawałam wiedząc, że zaprzęgam się do niekończącej się liczby zadań, spotkań i tematów do przekazania. Ból ramienia i barku się nasilił, uniemożliwiał normalne funkcjonowanie, nie pozwalał spać, wyłączył sprawność jednej ręki. Bóle głowy towarzyszyły mi codziennie. A przecież – nie zapominajmy – ciaża też dokłada swoje obciążenia i niemoce.

I wtedy właśnie, kiedy poczułam że nie mogę prawdziwie żyć, tylko jestem jednym wielkim zadaniem do wykonania, w dodatku w przekroczeniu siebie – zachorował mój kot. To znaczy nie że zachorował na coś nowego, tylko jego stan się pogorszył. Obserwowałam go i biłam się z myślami, czy ciągać go już po weterynarzach, czy dać mu spokój. Aż w końcu wylądowaliśmy na kocim SORze. Działałam jak maszyna, wyłączyłam emocje, a priorytetem stało się uniknięcie przez kota cierpienia. Niemniej nigdy, naprawdę nigdy nie zapomnę kilku obrazów z tego wieczoru. I ten obraz, kiedy głaskałam go przy usypianiu, naprawdę nie jest tym najgorszym.

Pomieściłam to jakoś w sobie. Następnego dnia odpaliłam o 9.00 rano komputer, i zrobiłam co miałam zrobić. Pod koniec dnia pracy, leżąc z wyłączoną kamerą, w bólu całego ciała, tylko głosowo rozmawiałam z ludźmi z zespołu. To był mój ostatni dzień z nimi, przed zwolnieniem i urlopem macierzyńskim, a z różnych względów tego co się tego dnia działo, nie dało się już przełożyć.

I w końcu przyszła sobota. Mogłam delikatnie spróbować nawiązać kontakt z tym, co się ze mną dzieje. Poczuć swoje ciało, nieco bardziej świadomie, a na pewno łagodnie, nie zmuszając go już do działania. Położyłam się na macie u chiropraktyka, czekając na wizytę, i poczułam natychmiast jak łzy płyną mi po policzkach. Potem pozwoliłam mu działać i szukać przyczyn mojego bólu – tego całkiem fizycznego. Nie jest specjalnym zaskoczeniem usłyszeć, że część z tych przyczyn jest psychosomatyczna.

Kupiłam warzywa, owoce. Posiedziałam w ogrodzie, dając się rozpieszczać ciastem drożdżowym z truskawkami. Poczułam zapach trawy, zapach deszczu. Przytuliłam w myślach kota, który już teraz hasa po drugiej stronie tęczowego mostku. Jeszcze nie czuję, że żyję, jeszcze nie czuję że jestem tak naprawdę obecna. Ale zaczynam w tym kierunku iść.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?