Cisza

C

Początek ograniczeń, które wynikały z pandemii koronawirusa, był dla mnie dość trudny. Bolało mnie to, że musiałam zrezygnować z wielu planów. Z wyjazdów, weekendowych przyjemności, swojego stylu życia, spotkań z ludźmi, treningów na basenie, kontaktów z rodziną. Uwierało mnie to i czułam żal i sprzeciw.

Moje życie się zawęziło, tak jak życie wielu osób wokół. Zawęziło do własnego towarzystwa, do salonu, sypialni i kuchni, do wypraw na balkon by poczuć słońce i krótkich spacerów, by nie zapomnieć jak się chodzi. Do używanej ciągle kamery w komputerze, zooma, e-maili, rozmów telefonicznych, messangera.

Zawęziły się możliwości, a co za tym idzie zniknęły rozmaite wybory. I nagle… obok buntu wobec tego ograniczenia, pojawiła się także ulga. Jakiś rodzaj spokoju, wyciszenia. Już nie wymyślam gdzie polecę na 40te urodziny. Już nie upycham w kalendarz służbowych wyjazdów wszystkich spraw prywatnych. Nie rozkminiam dłuższego urlopu i jak go połączyć z nadchodzącymi projektami. A przede wszystkim nie rozkminiam jak wpleść natłok obowiązków i planów w najważniejsze – comiesięczne starania o dziecko, skoordynowane z kliniką, monitoringiem cyklu i przesyłką z banku dawców. Nie rozpisuję też wielokrotnie budżetu domowego, priorytetyzując potrzeby względem możliwości, jako że samodzielne starania o dziecko to niezła czarna dziura w skarbonce.

Kojarzycie jakie to odczucie, kiedy nagle ktoś wyłącza głośną maszynę, jakieś urządzenie które buczało za oknem? Buczało na tyle długo, że przestaliście to zauważać świadomie, ale ten dźwięk stale wywoływał napięcie. I nagle tę maszynę ktoś wyłącza. Zapada cisza, która dzwoni w uszach, trochę czasem niepokoi, ale też przynosi ulgę. Tak mniej więcej się teraz czuję.

Dużo trudniej mi zaakceptować ciszę w kontekście planowanego macierzyństwa. Już kolejny cykl nie mogę przeprowadzić ostatniego ważnego badania i kolejny cykl nie mogę dokładnie śledzić owulacji. Z racji wysokich kosztów każdej podejmowanej próby zapłodnienia, nie podejmuję jej bez zapewnienia sobie największego prawdopodobieństwa sukcesu. Z cyklu na cykl jednak odkładanie tych starań smuci mnie bardziej.

Cisza, która zapadła w tym temacie chyba jeszcze mocniej wyostrza moje potrzeby i determinację. I co zabawne, jestem świadoma że ta decyzja i determinacja wygenerują dalsze zawężanie wyborów i opcji życiowych. I znów – mogłabym się buntować – ale zamiast tego czuję akceptację, spokój i twardy grunt gotowości.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?