Here we go again

H

Karuzela ruszyła ponownie. Muszę przyznać, że mój organizm bardzo sprawnie się zregenerował, dając mi możliwość kolejnej próby. Bardzo jestem mu za to wdzięczna.

Już chciałam napisać, że czuję tym razem większy spokój… rutyna to może za mocne słowo, ale że czuję jakiś poziom kontroli, szlaki mam poprzecierane, wiem co następuje po czym, kiedy jakie badania muszę zrobić, kiedy zazwyczaj w cyklu wypada mi owulacja, kiedy zatem muszę zaplanować zabieg, kiedy wziąć urlop, rezerwować hotel, kiedy wypełniać i podpisywać papiery etc. Zrobiłam więc sobie – jak to ja – plan aż miło. Taaaa……

W piątek rano miałam kontrolę usg, żeby zobaczyć jak rosną pęcherzyki na stymulacji. Dotychczasowa praktyka pozwalała przewidywać, że po tej kontroli zaczynały się codzienne badania hormonalne krwi, a zabieg wypadał w poniedziałek/wtorek. Jakie więc było nasze zdziwienie, kiedy na kontroli usg w zasadzie okazało się, że gotowa do zabiegu jestem już, pęcherzyki bardzo urosły i były tuż przed pęknięciem. No i się zaczęło: odwoływanie wszystkich służbowych spotkań, wizyta u położnych na zastrzyk domięśniowy który miał uregulować owulację, namiętne rozmowy z kliniką w drugim mieście żeby się nagięli i pozwolili mi przyjechać we wcześniejszym terminie, rezerwacja hotelu na cito, podpisywanie papierów na wariata…. jeszcze na koniec miała być przed trasą wymiana opon na zimówki, ale okazało się że kurier zgubił jedną oponę po drodze (serio serio)…, więc ten punkt programu w ostatniej chwili spadł z grafiku…. no i już siedziałam w samochodzie i grzałam do drugiej kliniki. Śmiałam się po drodze, że naprawdę, tym razem miało nie być na wariata… 🙂

Droga powrotna była jeszcze fajniejsza, bo bardzo lubię tę trasę za dnia (nocą zdecydowanie mniej). Znów cieszyłam się widokami, spokojem, nadzieją. Słuchałam muzyki albo ciszy, przerywanej mruczeniem silnika przy wyprzedzaniu. Wizualizowałam sobie co dzieje się właśnie w moim organizmie. To było zabawne, bo przyjmowało postać filmów dot. ciąży jakie oglądałam, ze starym dobrym „Było sobie życie” na czele. A blisko przy skórze ciągle czułam Jego, co pewnie dzień wcześniej zaskoczyło nas oboje. To dobrze – pomyślałam – oksytocyna sprzyja zapłodnieniu 😉

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?