Singiel w kwarantannie

S

Czyli inaczej: singiel w sosie własnym 😉

Przy okazji pandemii koronawirusa dużo mówi się o wyzwaniach, przed jakimi stanęły rodziny z dziećmi. O rodzicach z małymi pociechami, którzy odchodzą od zmysłów ze zmęczenia i przebodźcowania, o rodzicach tych starszych, którzy utknęli w zdalnym nauczaniu. Mówi się dużo o osobach starszych, chorych, niesamodzielnych, które wymagają wsparcia. O wielu grupach zawodowych, które z dnia na dzień potraciły zlecenia i miejsca pracy, o pracownikach służby zdrowia. O osobach z zaburzeniami psychicznymi, dla których ta sytuacja jest udręką lub wyzwalaczem psychicznych demonów. I są to tematy ważne, a grupy zawodowe czy społeczne szczególnie mocno tą sytuacją dotknięte. Bezdyskusyjnie.

Niewiele jednak mówi się o singlach. Teoretycznie sprawa nie jest taka trudna, na pewno nie dramatyczna, a niektórym taka perspektywa może wydać się nawet kusząca. Wolność, dom dla siebie, spokój, cisza, przestrzeń na rozwijanie zainteresowań, przyjemności, nikt nie przeszkadza. To wszystko prawda, to wszystko coś, z czego korzystam do wypęku, doceniając czas kiedy mogę zwolnic w domowym zaciszu i nadgonić różne zaległości i pomysły.

Jest jednak druga strona medalu. To osamotnienie, brak ludzkiej obecności w sytuacji, kiedy taka obecność jest szczególnie potrzebna. Brak osoby do rozmowy, wspólnych zajęć, śmiechu, sprzeczki i dyskusji. Brak przytulenia, czułości, dotyku, fizycznej i namacalnej, zmysłowej obecności. Poczucia, że dzieli się tę niełatwą rzeczywistość z kimś bliskim, a przecież lęków i niepokojów wywołanych sytuacją nie brak. To cisza. Konieczność zmierzenia się z własnymi myślami. Myślisz, że każdy się teraz z nimi mierzy? Śmiem wątpić, obserwuję ludzi wokół i większość codzienną krzątaniną i życiem domowym zadeptuje wszelkie refleksje. Bo co jeśli nie będą one wesołe, albo trzeba będzie podjąć niewygodne działania? Lepiej nie myśleć.

Bycie samej ze sobą mam mocno oswojone. Nauczyłam się tego, nie uciekam, nawet się w tym świadomie rozgaszczam, dbając jednocześnie by nie stało się to nawykiem i utrwalonym sposobem na życie. Ale to wymaga dyscypliny, pracy ze sobą, wielkiej szczerości wobec siebie, elastyczności, rezyliencji (moje nowe ulubione słowo). Zbieram teraz owoce tych umiejętności, bo umiem sobie poukładać ten świat i swoją małą rzeczywistość wokół, w wymuszonej pozostaniem w czterech ścianach samotności. Do tego stopnia, że czerpię z tego czasu dużo dobrego. Niemniej – nie jest to łatwe. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę to, że kilka miesięcy temu rozpadł się jeden z najważniejszych związków w moim życiu. Teraz tym mocniej uruchamia się tęsknota i myślenie, jak by to było, gdybyśmy czoła powszechnemu lockdawnowi i wszelkim jego konsekwencjom, stawiali razem.

Jakie mam sposoby na tę sytuację? Trzy fundamentalne to:

  • akceptacja, przyjęcie z otwartością tego, na co nie mam wpływu. Akceptacja czuła, łagodna, ale bez rezygnacji. Ta akceptacja i czułość dotyczą także tego, co dzieje się z moją psychiką, nawet gdy nie jest to przyjemne
  • rama i plan, czyli stworzenie sobie nowej rutyny i porządku dnia. To chroni zarówno przed rozmemłaniem, jak i wciągnięciem w sidła nigdy nie kończącej się pracy
  • zajęcie się swoim ciałem: zdrowe jedzenie, ruch, rozciąganie i eliminowanie napięć w ciele

Mam też dodatkowe, wspierające praktyki:

  • dbanie o kontakty z ludźmi. Na wszelkich komunikatorach, telefonicznie, jak najczęściej z wideo. Życzliwe zainteresowanie ich sytuacją. Wyrozumiałość dla faktu, że każdy reaguje inaczej, niekoniecznie tak jak ja
  • oddech, uważność, tu i teraz, zmysły, uziemienie
  • relaks, korzystanie z przyjemności odpoczynku, rozpieszczanie siebie, a także umiejętność odcinania się od informacji z zewnątrz
  • muzyka, taniec, książka, netflix, film, podcasty
  • dbanie o dom, przestrzeń wokół siebie – to daje choć minimalne poczucie kontroli i ładu, pozwala głowie odetchnąć

Na koniec jeszcze jedna refleksja, związana z byciem samemu. Myślę nad sytuacją samodzielnych rodziców. Im musi być zdecydowanie trudniej, bo wszelkie niepokoje i obowiązki spadają na nich zwielokrotnione. Choć jednocześnie podejrzewam, że mają włączony dodatkowy szósty bieg z turbiną, bo motywacja zapewnienia bezpieczeństwa swoim dzieciom, a także radość z tego że są w ich życiu, jest także pewnie potężniejsza. Niemniej te myśli to już na pewno gdybanie, bo macierzyństwa – a już szczególnie samotnego – chyba nie da się sobie wyobrazić. Tego trzeba doświadczyć. I mam nadzieję, będzie mi to dane. Samotnie lub nie.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?