Nadejście tego momentu nie było zaskoczeniem, bo emocje zbierały się we mnie już od jakiegoś czasu. Niepokój, napięcie, lęk. Kolosalne zmęczenie, przytłoczenie. Konieczność udźwignięcia fundamentalnej życiowej zmiany, niepewność, stres. Problemy zdrowotne, które pojawiły się po cesarce, ciężki połóg, wyczerpanie po ciąży. I nagle jeb! Wszystko to wjechało na pełnej k…., serwując mi samopoczucie z pogranicza ataku paniki.
Łzy leciały ciurkiem, kapiąc na główkę córeczki, a ja nie miałam sił wstać z fotela, odetchnąć głębiej, w żaden sposób już wyjść z tej sytuacji. Poziom lęku wzrósł do poziomu powyżej alarmowego, a podbity został obezwładniającym poczuciem odpowiedzialności i nieodwracalności, odbierając mi niemal całkiem dech. Dołóżcie do tego w zasadzie stałe już poczucie winy i wrażenie, że daję ciała jako mama i ogólnie jako dorosły człowiek, który powinien się lepiej „ogarnąć”. Podcięło mi to nogi na dobre.
Chciałam wsiąść w samochód, włożyć dziecko do fotelika i mimo późnej pory jechać do kogoś bliskiego, by ukoić to dramatyczne poczucie samotności, przytłoczenia i lęku, by spać przez chwilę nie w swoim łóżku, przekazać na chwilę dziecko komu innemu, zwinąć się w kłębek, dać sobie zrobić kawę i śniadanie. Ale jeszcze wytrzymałam, jeszcze się „ogarnęłam”, jeszcze poradziłam sobie rozmowami i wsparciem na odległość, mądrym podcastem na temat macierzyństwa.
Niestety – okazało się że był to wyrok odroczony, bo następnego dnia stany lękowe wróciły. A ja pomyślałam – dlaczego za wszelką cenę chcę się ogarniać i być dzielna? Chwilowo więc przeniosłam się do rodziców – nie jest to łatwe, bo nie jest to miejsce gdzie komfortowo jest mi leczyć psychikę, ale jest to wyraz mojej miłości do dziecka. Jej bezpieczeństwo i spokój są najważniejsze. To też wyraz odpuszczenia sobie samej.
Konsultację z psycholożką już mam umówioną na ten tydzień, nawiązałam kontakt z psychiatrą. Mam nadzieję z tego sprawnie wyjdę. Tak bardzo chciałabym wrócić do radości, lekkości i poczucia mocy. Tak bardzo chciałabym, aby samopoczucie dogoniło moją wielką miłość do tej kruszynki.
Dziś myślę też o tym, jak macierzyństwo jest często lukrowane, zaledwie powierzchownie doceniane i jednocześnie kompletnie nierozumiane w swym totalnym trudzie. Jest to dla mnie mimo wszystko zaskoczeniem. Ile tam tabu. Poczucia winy. Łez.