Ciało

C

Czuję szacunek do swojego ciała za to, że przetrwało ciążę, że pozwoliło wzrosnąć we mnie zdrowej, silnej dziewczynce. Za to, że przetrwało cesarskie cięcie i połogowe komplikacje. Za to, że codziennie od 5 miesięcy karmi córkę mlekiem, mimo że nie było to dla nas łatwe. Za to, że wytrzymuje codzienne noszenie jej na rękach, lulanie, podnoszenie z podłogi, pochylanie. Za to, że trzyma się jakoś, mimo niedoborów snu.

Patrzę na swoje dodatkowe kilogramy, na owal twarzy, na brzuch i uda, na wypełnione mlekiem piersi. Nie jest mi łatwo to ciało polubić, nie jest mi łatwo je takie zaakceptować. O ile z czułością patrzę na swoją bliznę oraz rozstępy – traktując je jak namacalne ślady naszej z córeczką wspólnej drogi – tak swojej nadwagi z czułością potraktować nie potrafię. Nie podobam się sobie taka.

Miotam się między chęcią akceptacji dla ciała takiego, jakie jest, a presją by je zmianiać, by „zabrać się za siebie”, by ćwiczyć, przejść na dietę, wrócić do formy. A jeszcze gdzieś w tym wszystkim pojawia się bardziej wyważony głos środka: po prostu zadbaj o siebie. Karm swoje ciało tak, by było zdrowe. Ruszaj się tak, by dać mu ulgę i energię. Odpuść sobie tam, gdzie psychika potrzebuje ukojenia poprzez jedzenie, bo mało masz teraz opcji i możliwości na podarowanie sobie tego ukojenia inaczej. Tyle teoria, w praktyce gorzej.

Chciałabym się sobie podobać. Kiedy się nad tym porządnie zastanowię, to chyba nigdy nie byłam zadowolona ze swojego ciała. Zarówno kiedy byłam chudą nastolatką, jak i zaokrągloną młodą kobietą. W krótkich włosach i długich. W okularach i bez. W sportowych ciuchach i w eleganckich stylizacjach. Chciałabym to zmienić, tylko… jak? Próbuję sama siebie namówić na eksperyment: na tydzień odpierdolić się od swojego ciała, zachowywać się i myśleć o sobie jak o pięknej, pociagającej kobiecie. Zobaczyć jak to w ogóle jest. Ale przyznaję, nie wiem jak to w praktyce zrobić, łatwiej to napisac, pomyśleć, niż wdrożyć do życia…

Ten temat też bardzo wiąże się z mężczyznami. W głowie pojawia się myśl: komu ja się taka spodobam? Z czym do ludzi… etc. Jak się na tym łapię, mam ochotę odgryźć sobie głowę, która te myśli produkuje. Nie mówiąc o tym, że randkowanie teraz jest poza moim kręgiem zainteresowań. To skąd ta dokopująca sobie myśl? Po co mi to teraz?

Staram się podejść do tematu metodą małych kroków, jako cel traktując przede wszystkim swoje zdrowie i samopoczucie, dostosowując też działania do zasobów jakimi dysponuję (a nie są one duże). Zwiększam ilość wypijanych codziennie płynów, przede wszystkim wody. Prowadzę systematyczną suplementację. Staram się przynajmniej raz w tygodniu być na basenie, a dwa razy w tygodniu mieć dwugodzinny, sportowy spacer z córką w wózku. Staram się dokonywać mądrzejszych wyborów żywieniowych: razowiec zamiast bułki, baton daktylowy zamiast czekolady, chlebek bananowy na mące razowej zamiast drożdżówki. Idzie mi różnie, bo jedzenie i słodyczę są czasem jedynym źródłem komfortu i przyjemności w ciągu dnia, i do tego dostępnym w zasadzie od ręki.

Potrafię sobie strasznie dokopać za brak konsekwencji, za brak silnej woli, za słabość. Za to że nie jem kaszy z warzywami, zapijając koktailem ze szpinaku. Tu mam największą chyba pracę do wykonania, żeby potraktować się z czułością. Docenić, ile codziennie robię, ile wysiłku kosztuje mnie macierzyństwo, jak wiele zasobów mi pochłania, zrozumieć że na dodatkowy wysiłek może ich już po prostu nie być. A ciuchy można przecież kupić w większym rozmiarze.

Idzie mi różnie.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?