Czekanie

C

Nie lubię czekać. Lubię działać, lubię planować, lubię wiedzieć na czym stoję. Słabo znoszę niepewność. Jednocześnie – kiedy stoję przed możliwością spełnienia się mojego marzenia – wolę chwilę odczekać, zanim zacznę się na maksa cieszyć. Wolę upewnić się, że mi się to nie wydaje, że sobie tego nie wymyśliłam, i że nic nie przyjdzie i zaraz mi tego nie spierdoli. Tak jakby beztroskie pozwolenie sobie na poczucie szczęścia, miało ściągnąć na mnie zaraz jakiś cios. Jakby cieszenie się – zanim nie wiadomo wszystkiego na pewno – świadczyło o mojej naiwności. Myślę, że sporo przez to tracę, bo potem – jeśli się naprawdę spierdoli – wcale nie boli mniej. Ale ja już w międzyczasie straciłam okruszki szczęścia, którymi mogłam się cieszyć.

No ale do rzeczy. Kiedy dowiedziałam się o początkach ciąży, zareagowałam nieco inaczej niż zazwyczaj – po prostu się bardzo ucieszyłam, od początku czułam jakąś ufność, nadzieję, spokój, że wszystko będzie dobrze. Do czasu…. dokładniej do momentu, kiedy nagle pojawiło się krwawienie, a lekarka napisała, że dość wolno rośnie mi poziom bhcg i przesunęła mi kontrolne usg na tydzień wcześniej. Zerknęłam do internetów zobaczyć, co to może oznaczać, koleżanka potem dołożyła swoją historię sprzed roku o pustym jaju płodowym, a potem był jeszcze dzień dziecka utraconego i mój dzieciowy feed na insta zalały historie poronień. No i dupa, pozamiatane, zamiast wiary i uśmiechu, pojawił się lęk.

Ten lęk jest uzasadniony, nie jest wyssany z palca, inaczej moja niezwykle zrównoważona lekarka nie przesuwałaby badań i nie studziła mojego entuzjazmu. Ale jednocześnie, to mogą być też niegroźne i łatwe do opanowania objawy np. niedoboru progesteronu, albo zwyczajnie…. taka moja natura. W końcu ile ciąż, tyle historii.

Pozostaje mi zatem czekać – w kontakcie ze sobą – ale bez czarnowidztwa i wpadania w czarne scenariusze, oddychać, po prostu w tym być…. i znów budować akceptację dla wszystkiego, co do mnie przychodzi. W końcu też – jak słusznie powiedziała moja przyjaciółka – właśnie zaczęło się moje macierzyństwo i teraz już tak będzie, że ciągle będzie powód do niepokoju o swoje dziecko.

Trzymajcie kciuki.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?