Ostatnio żyłam w cyklu dwutygodniowym. Od inseminacji – dwa tygodnie do wyników. Od wyników – dwa tygodnie przygotowywania się do kolejnej inseminacji. I tak w kółko.
Po ostatnim zabiegu, po – a jakże – kolejnych dwóch tygodniach, znów czekałam na wynik. Niestety, wyszedł negatywny. Pojechałam więc na kontrolne usg, żeby ustawić stymulację hormonalną na kolejny cykl. Okazało się, że mam torbiel na jajniku, więc ze stymulacji w kolejnym cyklu nici. Kazali mi też zrobić na wszelki wypadek badanie bhcg (z krwi), żeby wykluczyć ew. nieprawidłowości, których ryzyko przy stymulacji jest większe. Otarłam łzy zawodu, wzięłam kilka wdechów, popracowałam nad akceptacją tego co do mnie przychodzi i spakowałam walizkę, bo miałam zaplanowany wyjazd służbowy.
Okres miałam dostać pierwszego dnia wyjazdu, ale… nie dostałam. Jednak przy takich dawkach hormonów jakie biorę, nie wydawało mi się to niczym bardzo dziwnym. Drugiego wieczoru odebrałam online wspomniane wyniki krwi – wykazały niską, ale jednak obecność hormonu ciążowego. A okresu nadal ani widu ani słychu. Czułam też lekkie mdłości, ale nawykłam na wyjazdach służbowych takie rzeczy ignorować, bo robota nie poczeka, a wiadomo że od podróży i spania w innym miejscu człowiek się różnie czuje. W środku zaczęło jednak kiełkować pytanie: a może…? Dalsza część wyjazdu dłużyła się więc niemiłosiernie, bo chciałam jak najszybciej wykonać powtórne badanie krwi. Dojście do ładu ze sprzecznymi danymi komplikował też fakt, że test z moczu nadal nic nie wykazywał.
I w końcu wróciłam, zrobiłam badanie krwi, a po kilku godzinach zobaczyłam na wynikach… ośmiokrotne zwiększenie stężenia hormonu hbcg, czyli ewidentną ciążę 🙂 Patyczek został obsikany ponownie i w końcu wykazał zbieżne wyniki 🙂 O raaaaaanyyyyyyyyy………….
Moja lekarka mnie studzi, żebym zaczekała z wybuchem radości do usg, które się robi w 5-6 tyg, a które wykaże czy z zapłodnionej komórki rozwija się zarodek i czy ciąża rozwija się prawidłowo. I na rozum wiem, że należy jeszcze schładzać emocje. Ale… czy na pewno? Może coś przez to tracę…. w końcu gdyby (odpukać) okazało się że jednak nie udało się tej wczesnej ciąży utrzymać, to przecież boleć będzie mnie to tak samo. Także… będę się cieszyć i basta, co mam sobie odbierać.
O raaaaannnyyyyyy………