Byłam w klinice, ogarnąć procedury i papierologię, przed kolejnymi staraniami. Koniec z jeżdżeniem do innego miasta, koniec użerania z aroganckim lekarzem, koniec bycia poza systemem. Wchodzę w to, ze wszystkimi trudnymi konsekwencjami.
Powoli wszystko się układa, mam umówioną wizytę w urzędzie, papiery się podpisują, zaczyna się kolejny cykl. Odpadł też stres czy powinnam zaczynać stymulację, nie będąc pewną czy uda się na czas załatwić formalności. Usg wykazało bowiem ponownie torbiel na jajniku, więc jakakolwiek stymulacja hormonalna odpada. Pozostaje inseminacja na cyklu naturalnym. Czy warto? To już chyba jedynie decyzja finansowa. Szanse na naturalnym cyklu, w moim wieku, nie są wielkie – to statystyka. Ale w końcu przecież zapłodnienie to swego rodzaju cud natury, a nie statystyczna kalkulacja…
Zaczęłam też wyszukiwać samodzielne matki z wyboru na instagramie #singlemumby choice #smbc. Odwiedzam więc wirtualnie Stany Zjednoczone, Australię, Wielką Brytanię, patrzę na te piękne i odważne kobiety, i czuję się lepiej. Normalniej, nie jak dziwoląg. Godnie – a nie poza systemem, na granicy prawa. Czuje ich siłę, ich moc, ich dojrzałość – tak jak swoją.
W domu w salonie na stałe zagościła mata do jogi, bolster, pasek, kostka. Otwieram biodra, otwieram klatkę piersiową, wyrzucam stres z karku i pleców. Zapalam świece, kadzidło z Palo Santo. Słucham swojego oddechu. Kocham ciszę.