Rezyliencja – takie ładne słowo, jedno z moich ulubionych. Odzyskiwanie sił, elastyczność, umiejętność adaptacji, siła wewnętrzna. Otrzepywanie się po porażce, wychodzenie z zakrętów życiowych.
Łagodność połączona z celem i planem, choć ramowym. Łagodność względem siebie, bycie dla siebie dobrą, a jednocześnie wciąż i wciąż, niezależnie od zmieniających się warunków, adaptowanie się do sytuacji z nowym planem. Chyba, że na ten plan i realizację nie ma chwilowo sił, to wtedy tylko łagodność i regeneracja. Aż siły wrócą.
Odwołanie się do własnych zasobów wewnętrznych, własnej siły i mocy. W trudnych chwilach wsparcie z zewnątrz jest pomocne, jest potrzebne, daje uśmiech i poczucie nie bycia z kłopotami samemu, ale jednak… to co mam w środku wystarcza, by dać sobie radę. To jest coś, na czym bezwzględnie mogę się oprzeć. Jednocześnie z uśmiechem i wdzięcznością przyjmując obecność, troskę i wsparcie innych – są bezcenne.
Dużo czasu mi zajęło, wiele zakrętów pokonałam wychodząc z nich często z bolesnymi siniakami, by być w tym miejscu. Jestem z siebie dumna.