Gorsze dni, kiedy podejmuje się tak trudne decyzje, są nieuniknione. Zauważyłam, że funkcjonowanie w trybie działania powoduje, że jest mi łatwiej. Realizuję kolejne zadania, jest plan, analiza, prawo-lewo. Nie chodzi nawet o to, żeby nie myśleć, bo planowanie i dokonywanie niełatwych często wyborów, wymagają myślenia. Ale żeby tak dogłębnie nie czuć.
Tryb działania niekoniecznie oznacza, że odcinam się od emocji, bo z pewnym bagażem doświadczeń wiem już przecież, że to mi nie służy i wróci bolesną czkawką. Ale pozwala nie dać się tym emocjom rozlać po całym ciele, zacisnąć żołądka, zabrać oddechu, ścisnąć żuchwy, odebrać sił do życia. Tryb działania jest trybem, który obrałam kiedy już wypłakałam pierwsze łzy po rozstaniu.
Ale potem przychodzi taki dzień, że siadam na kiblu i nie mam siły wstać. Po stymulacji hormonalnej uwiera całe ciało, które szykuje się do menstruacji w zwielokrotniony sposób. Mam ponad 3 kg więcej na wadze, ze względu na zebraną wodę. Nastrój prawdopodobnie też sterowany jest hormonami, choć od środka trudno to stwierdzić. Po policzkach płyną łzy, bo czuję się z tym tak bardzo samotnie. Nie ma obok partnera, który naleje wody do wanny, zrobi obiad albo po prostu potrzyma za rękę lub wybierze najśmieszniejszy serial na Netflixie. I wtedy myślę sobie, że przecież to dopiero uwertura, przedsmak. W ciąży samopoczucie będzie prawdopodobnie trudniejsze. W połogu tym bardziej. A później zacznie się wieloletnia walka z niewyspaniem, zmęczeniem, własnym ciałem i głową. I znów – mimo obecności przyjaciół, rodziny – będę z tym sama.
Czy jestem na to gotowa?