Uwielbiam, kiedy zasypia mi w ramionach, na brzuchu, na piersi. Wtulona, cieplutka, ufna, spokojna. Nóżki ma podkurczone jak żabka, albo puszczone zupełnie luźno, bezwładnie.
Uwielbiam, kiedy z entuzjazmem i żarłocznością – jakby jutra i kolejnego posiłku miało nie być – przystawia się do piersi, albo chwyta smoczek butelki.
Uwielbiam, kiedy śpimy obok siebie. Kiedy czuję jej oddech na twarzy, kiedy słyszę jak cichutko posapuje. Czasem przez sen macha rączkami i kiedy mnie przypadkiem dotknie, przytrzymuje rękę, widzę że cieszy i uspokaja się tym dotykiem.
Uwielbiam, kiedy prowadzi swoje dialogi wewnętrzne, strzela minki, gestykuluje rączkami i paluszkami u dłoni. Jakby prowadziła wewnętrzną dyskusję, albo dyrygowała orkiestrą, albo wieszczyła przyszłość tłumowi gapiów.
Uwielbiam, kiedy się uśmiecha i śmieje – choć to drugie robi jeszcze nieśmiało. Śmieje się, gdy czeszę jej główkę i czółko mięciutką szczoteczką, kiedy głośno całuję jej policzki, miziam ją włosami po brodzie, albo łaskoczę delikatnie brzuszek.
Uwielbiam jej zapach. Jej skóra pachnie słodkim, ciepłym mleczkiem.
Uwielbiam ją całą.