Jestem zmęczona. Takim zmęczeniem, na które nie pomaga już wyspanie się. Albo 2h spędzone przyjemnie w kawiarni. Albo 3h samej w domu. Albo sesja wyciszającej jogi. Albo spotkanie w kręgu innych mam lub z przyjaciółką (takie miałam sposoby, aby dać sobie chwilę regeneracji, w ostatnich miesiacach).
Czy jestem tym zdziwina? Nie. Bo jak popatrzę na ostatnie lata: bolesne rozstanie, terapia, walka o samodzielne powołanie na świat córeczki, stymulacje hormonalne, niezbyt łatwa ciąża, cesarka, połóg z piekła rodem, a potem samodzielne wychowywanie dziecka już niemal rok – to kaman, wiem że mam prawo czuć się zmęczona. Nie wiem tylko, jak mogę się zregenerować.
Przede mną powrót do pracy, już spotykamy się z szefową, aby ten powrót zaplanować, omówić, zastanowić się gdzie najlepiej ulokować moje kompetencje. Jestem w trakcie szukania niani – proces który mega mnie stresuje i jest całkowicie w poprzek mojej potrzebie zostania z córką jeszcze kilka miesięcy w domu. Usiłuję dobrze sprzedać mieszkanie, co jest w obecnej sytuacji na rynku nieruchomości bardzo trudne. Szukam alternatywy, czyli możliwości wynajęcia mieszkania na najblizszy rok-dwa-trzy do momentu, kiedy sytuacja z inflacją i możliwością brania kredytów – bo to tak destabilizuje rynek – ma szansę się uspokoić. To wszystko robię w wyszarpanych momentach czasu wolnego.
Moje ciało odmawia współpracy. Zapalenia rozcięgna podeszwowego mam już w obu stopach. Nie pomagają na to ćwiczenia, zabiegi, fizjo, osteopatka. Kręgosłup jest przeciążony. Mam też nadwyrężone obie ręce – od noszenia na jednej z nich córki po schodach, a w drugiej w tym samym czasie toreb z rzeczami. Bardzo mocuję się w swojej relacji z jedzeniem, bo bardzo chciałabym jeść spokojniej, zdrowiej, chciałabym schudnąć – mam wrażenie że poza tym że czułabym się wtedy lepiej ze swoim ciałem, to ono by mi było za te zrzucone kg wdzięczne.
Nie mam siły wyjść z dresów, legginsów, bluz. Czasem próbuję, ale kosztuje mnie to wiele wysiłku, a efekt i tak mnie bardzo rozczarowuje. Czuję się brzydka. Nie mam czasu i zasobów, aby zadbać o paznokcie, dobrze ścięte włosy, nawilżyć skórę. W czerwcu zobiłam pantomogram i do tej pory nie doszłam do dentysty, aby go omówić. Powinnam zrobić pociążową kontrolę mieśniaków – ostatnia dała średnie wyniki – ale jako że potrzebuję drugiej opinii lekarskiej (a co za tym idzie muszę znaleźć nowego dobrego lekarza), to temat wisi. Mogłabym tak mnożyć.
Ludzie tego nie rozumieją, nie czują, nie bardzo jest nawet przestrzeń by o tym porozmawiać. Jest ogromna przepaść doświadczeń między bezdzietnymi i dzietnymi – dopiero teraz to widzę. A Ci dzietni też często nie kumają sytuacji samodzienego macierzyństwa. Czuję się mega samotna z tym wszystkim. I coraz bardziej zmęczona. I coraz smutniejsza – smutkiem niespełnienia singielki. Choć w tym zmęczeniu i trudnach, doświadczam także codziennej, przeogromnej miłości do córki i poczucia sensu swojego życia. To naprawdę może się dziać równolegle.
Brakuje mi jednak pomysłu jak sobie pomóc, jak się zregenerować, mam wrażenie że robię wszystko co jest obecnie w moim zasięgu, żeby o siebie dbać. Tyle, że ten dostępny mi zasieg jest teraz bardzo malutki. Zdecydowanie niewystarczający.