To nie jest łatwe – nie robić tych cholernych testów ciążowych. Przez pierwszy tydzień idzie Ci dobrze, bo wiesz że i tak nie ma szansy, żeby test cokolwiek wykazał. Obserwujesz więc swoje ciało. Zauważasz na przykład, że mdli Cię w samochodzie, a dotąd tak nie było. Obiad u rodziców smakuje jakoś tak bardziej wyraziście. I sikasz jakoś częściej. A potem zauważasz w drogerii test z napisem „super czuły, wykrywa ciążę już 6 dni wcześniej”. I płyniesz.
Potem czujesz, że zaczął się klasyczny PMS. Patrzysz w kalendarz – no tak, wtedy kiedy powinien. Odczekujesz jeszcze do ostatecznej daty, robisz n-ty test. Jedna kreska.
Tak, to nie jest łatwe.
„Najważniejsze, to żebyś nie miała teraz skoków adrenaliny i kortyzolu, staraj się być spokojna, wyciszona”. „Ważne jest, co jesz, możesz tym sobie pomóc lub zaszkodzić”. „Może nie kontroluj tak bardzo tego co jesz, zadbaj o swój komfort i przyjemność”. „Najważniejsze to dobrze się nastawić, wierzyć, zaprogramować się na to że się uda”. „Ale nie myśl ciągle o tym, bo jak będziesz tak myśleć to wytworzy się prolaktyna, a to utrudnia poczęcie”. „Ruszaj się, to dla Twojego zdrowia”. „Ja bym w tym czasie, kiedy może się implantować zarodek, leżała plackiem, a już na pewno nie pływała”. Nie jest łatwo się w tym odnaleźć. Odnaleźć równowagę i zdrowy rozsądek.
Znajdę swoją receptę. Na pewno będzie w niej wiara, wyobraźnia, akceptacja i planowanie. „Skup się na procesie, na tym wspaniałym i wyjątkowym czasie, nie tylko na celu i efekcie”. Tego akurat posłucham.