Siedziałam w poczekalni i czekałam na wizytę. Czułam się delikatna, wrażliwa, trochę nieswoja. Tym razem mocno tę wizytę przeżywałam. Nie wiem do końca dlaczego, przecież to już rutyna, badania które pozwalają określić najlepszy moment na zapłodnienie. Może to prowadzona ostatnio walka z nieprzyjaznym systemem tak mnie naruszyła, to bolesne odbijanie się od niego? A może to świadomość, że próbuję trzeci raz, jakie to niesie za sobą koszty, a droga przede mną niepewna? A może…
A może… No właśnie, najbardziej oczywista przyczyna. Osamotnienie. Mimo ludzi wokół, którzy zaangażowali się w poszukiwanie lekarza. Mimo przyjaciół, wspierającej rodziny. Siedziałam na tym swoim krzesełku i patrzyłam na kanapę naprzeciwko, czekał tam na swoją partnerkę facet, ona była chyba na pobraniu jajeczek do in vitro. Fajny był, a kiedy ona wyszła z sali operacyjnej do poczekalni, zobaczyłam też jak fajną relację tworzą. Ile tam wsparcia, uśmiechu, żartu, wzajemnej troski.
Chwilę później moja lekarka zaprosiła mnie do gabinetu, omawiałyśmy możliwe scenariusze, robiłyśmy usg, badanie krwi. Szczera i dobra rozmowa, wsparcie, zrozumienie, choć na mega konkrecie. Poczułam się lepiej, ale przecież lekarz – nawet najlepszy – nie zastąpi ukochanego mężczyzny u boku.
Kiedy wyszłam z kliniki, łzy leciały mi już swobodnie po twarzy – dobrze, że nosimy teraz maseczki. Chciałam napisać do swojego byłego faceta, nakrzyczeć na niego: widzisz co narobiłeś, czemu do jasnej cholery uznałeś że Twoje problemy wykluczają naszą relację? Chciałam zadzwonić, by usłyszeć tę czułość w jego głosie, to wyjątkowe porozumienie i bliskość. A jednocześnie był przecież ostatnią osobą, do której chciałam dzwonić. Zresztą czułam, że nie ma nikogo, do kogo mogłabym w tym momencie zadzwonić. Choć to pewnie nieprawda.
Weszłam na basen, zanurzyłam się w chłodnej wodzie, pod wodą z zewnątrz nie dochodziły prawie żadne dźwięki. Obserwowałam niebieskie kafelki, słońce odbijające się od wody. Wybiłam się mocno z nóg, dołożyłam ruchy rąk, 10 basenów żabką, 10 ćwiczeń na kraula, na koniec styl mieszany. Trochę odpuściło.
” Oh these little earthquakes
Here we go again
These little earthquakes
Doesn’t take much to rip us into pieces „
Tori Amos