Żałobki

Ż

„Żałobka” to taka mała żałoba. Termin wymyślony przeze mnie, nie szukaj go w internecie 😉 A tak na poważnie, to jest to moje określenie na proces godzenia się z różnymi stratami. Nie tak wielkimi jak strata bliskiej osoby, ale jednak nadal ważnymi i nadal uwierającymi, czy szklącymi oczy.

Macierzyństwo to poza niepoliczalnym, przeogromnym „zyskiem”, także cała rzesza mniejszych i większych strat. Myślę, że warto je opłakać, przeżyć po nich…. żałobki. Nie umniejszać, nie trywializować, nie wstydzić się ich, nie zaciskać zębów na zasadzie że tak przecież matki mają i po co tu się wywnętrzać. A właśnie, że warto się powywnętrzać, przytulić samą siebie, powiedzieć zaufanym osobom. „Sama tego przecież chciałaś” – to też zdarzało mi się usłyszeć. I co, to znaczy że nie może mi być z czymś ciężko, smutno, źle? Może, i to nie przekreśla mojego wyboru.

Moja pierwsza żałobka, którą obecnie opłakuję, to ciężar utraconej wolności. I nie mam tu na myśli tego, że nie mogę spontanicznie wsiąść w samolot i polecieć do Azji. To jest dużo bardziej przyziemne. To brak wolności decydowania o swoim czasie – niemal całkowite podporządkowanie go rutynie dnia dziecka. To brak wolności zajęcia się swoimi potrzebami w momencie, kiedy są najbardziej ważne. To nawet brak wolności swobodnego poruszania się po mieszkaniu…. bo córeczka niepokoi się i zaczyna popłakiwać, kiedy tylko traci mnie z oczu. Wielu czynności nie mogę dokończyć, więc funkcjonuję w stanie permanentnego rozgrzebu. Kiedy śpi – także część czynności odpada (bo hałas). Kiedy prowadzę auto także pół głowy mam zaprzątnięte tym co z nią (drugie pół jazdą). I tak w kółko. Zaplanowanie wyjścia, spotkania z kimś, wizyty lekarskiej, głupiego wyjścia po zakupy – to wyższa logistyka.

Druga żałobka, z którą się mierzę, to żałobka braku partnerskiego związku. Muszę pogodzić się z tym, że prawdopodobnie będzie tak jeszcze dłuższy czas. Niemowlę nie sprzyja budowaniu romantycznych relacji, po prostu nie ma na to za bardzo przestrzeni, nawet jeśli jest wewnętrzna potrzeba. Oczywiście się nie zarzekam, bo życie płata różne figle, i nagle okaże się że spotkam Go w najmniej oczekiwanym momencie i miejscu. Jednak szanse na to oceniam na bardzo malutkie. A szkoda, brakuje mi męskiej energii w życiu, brakuje flirtu, uśmiechów do własnych myśli, a także kogoś na kim mogłabym polegać.

Trzecia żałobka, to godzenie się z tym, że moje ciało sprzed ciaży już nie wróci. Z tym, że późna ciąża uczyniła w nim spore spustoszenie. Z tym, że nie „wrócę do formy” także dlatego, że nie mam obecnie zasobów, by trzymać reżim dietowy czy w ćwiczeniach, zbyt jestem wyczerpana w swoim samodzielnym macierzyństwie. Staram się więc polubić moje ciało takie jakie jest, interesuję się jedzeniem intuicyjnym (zamiast kolejnymi dietami), ile daję radę dbam o jego zdrowie i sprawność. Ale ciężko mi z tym, wstydzę się tego ciała.

Wstyd to już jednak temat na inną rozmowę.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?