Kubeczki

K

Staram się codziennie napełniać kubeczek mojej córeczki, choć jedną kroplą. Kroplą poczucia, że jest ważna, że jej potrzeby są zauważane i dla mnie istotne, że jej granice są respektowane. Łyczkiem poczucia, że jest kochana. Kropelką czułego dotyku, uśmiechu i patrzenia sobie w oczy.

Wiem, że z tego kubeczka będzie czerpać całe życie. Wiem też, że nie będzie świadomie pamiętać jego napełniania, nie będzie mieć też świadomości, skąd jest tam tyle pysznych kropelek i łyczków. Po prostu będzie z niego pić. I tak ma być.

Nie będzie pamiętać, jak po kąpieli robiłam jej masaż i przytulałam skóra do skóry. Tego, że nasłuchiwałam co próbuje mi przekazać, aby dać jej to, czego w danej chwili potrzebowała. Tego, ze dbałam o jej komfort nawet przy tak trywialnych czynnościach, jak zmienianie pieluszek. Że respektowałam to, że w danym momencie czegoś nie chce, np. nie chce jeść, albo drażni ją głos ze słuchanego przeze mnie podcastu. Nie będzie tego i wielu innych drobiazgów świadomie pamiętać, i to zupełnie nie szkodzi – bo będzie wiedziała i czuła, że byłam blisko. W przytuleniu, w opowiadaniu jej co robię, w śpiewaniu do niej w samochodzie gdy się zaniepokoiła. W nocy, gdy zasypiała zarzucając mi nogi na szyję i kiedy miała zły sen i czuła, że głaszczę ją po policzku.

A co z moim kubeczkiem? Został dość mizernie napełniony w dzieciństwie, ale nauczyłam się, że mogę napełniać go także sama. No i co nowe całkiem – mój kubeczek napełnia się także od kontaktu z córką, od tych przytulasków, uśmiechów, ufnego wtulania, małych paluszków na mojej twary, wpatrywania w moje oczy. Od jej śmiechu, zapachu włosków, śmiesznych odgłosów, wokaliz, gruchania i porannych pogadanek do własnej stopy.

Od początku staram się koncentrować też na tym, by mieć siłę ten swój metaforyczny kubeczek podnieść do ust: korzystam z pomocy dziadków i siostry, pozwalam sobie na drobne przyjemności, przynajmniej raz w tygodniu staram się odespać. Czerpię od moich przyjaciółek, od innych mam w podobnej życiowej sytuacji. Ostatnio nawet pierwszy raz od dawna mój dzień ożywił niewinny flirt z mężczyzną – cóż to za ożywcza energia! Rozciągam się na macie, czasem zapalam święcę, oddycham. A gdy mam więcej zasobów śmigam na basen.

Kap, kap, kap – do kubeczka.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?