35

35

Właśnie zakończył się 35 tydzień mojej ciąży. To kolejna „magiczna” data, bo mogę już spodziewać się, że nawet gdybym teraz urodziła, córka nie będzie potrzebowała wsparcia respiratora, inkubatora etc. Byłaby nadal wcześniakiem, ale raczej bez powikłań zdrowotnych, zdolna do samodzielnego oddychania, utrzymywania ciepłoty ciała, samodzielnego (na miarę noworodka) funkcjonowania. Uff, to wielka ulga i zrzucenie dużego stresu z barków. Zwłaszcza, jeśli od wielu tygodni żyło się w zagrożeniu przedwczesnym porodem.

Jednocześnie to nadal wydaje się całkowicie nierealne – za miesiąc córka już ze mną będzie na świecie. A w zasadzie już tu jest, w brzuchu, niemal gotowa. Otwiera oczy, słucha dźwięków, kopie i się rozpycha. Już jestem mamą. Już się wszystko zmieniło, mimo że może na zewnątrz może wydawać się, że nie.

Końcówka ciąży nie jest dla mnie łatwym czasem, fizycznie i psychicznie. Mimo pokonania dwóch największych kłopotów: niewydolnej szyjki macicy (b. się poprawiła) i rosnących w zastraszającym tempie mięśniaków (urosły i się zatrzymały, a ja przyzwyczaiłam się do ich ucisku na przeponie), pozostała cała masa dolegliwości. Wjechała – cała na biało – cukrzyca ciążowa, nie jakaś ciężka, ale nie dająca się wyregulować dietą. Także lecę co wieczór na randkę z insuliną, obecnie metodą prób i błędów dobieramy dawki. Nie sypiam dobrze – duży brzuch przeszkadza, każda zmiana pozycji na leżąco to ból, wkradła się bezsenność, weszła zgaga ze swoim palącym gardłem. Mam spuchnięte nogi, ręce i twarz. Spuchnięte dziąsła i język. Brakuje mi oddechu, wchodzenie na 4 piętro jest już sporym wyzwaniem. Systematycznie mam zjazdy nastroju w kierunku ogromnego smutku, podlane apatią i niemocą. Doświadczam też skoków hormonów, potrafię zalać się łzami kiedy ciężko mi założyć buta, albo puścić taką wiązkę przekleństw do innych kierowców na drodze, że mnie samej więdną uszy. Najchętniej poprawiłabym jeszcze wjeżdżając im z impetem w kuper. Bo czemu tak wolno jadą.

Jednocześnie to bardzo piękny czas. Czas, w którym chcę się tą ciążą nasycić, nacieszyć, zapamiętać ten okres swojego życia. Pielęgnuję swoje przyjemne rytuały: poranne czytanie książki w łóżku przy kawie, „rozmowy” z córką i dotykanie się kiedy wystawia przez brzuch różne części ciała, granie na pianinie, uśmiechanie się do siebie i życia, swoje marzenia. Wkręciłam się w aromaterapię. Doceniam spokój, ciszę, ciepło i bezpieczeństwo mojego poddasza, które codziennie malutkimi kroczkami szykuję na powitanie malutkiej.

Spotykam się lub rozmawiam z przyjaciółmi, rodziną, czerpiąc od nich ciepło, pozwalając sobie na branie od nich zainteresowania i opieki. Jestem – na ile potrafię – czuła i wyrozumiała dla siebie. Przytulam puchatego kota. Zapalam świece. Delektuję herbatą i smakiem dobrego kakao. Patrzę na swoje zmieniające się ciało z czułością i uznaniem dla jego ciężkiej pracy. Patrzę za okno, na niebo, na stada wron krążące nad drzewami, staram się poczuć częścią natury, tego świata wokół, w jakiś sposób dodatkowo uziemić.

Choć czasem smutek, związany z refleksją, jak pięknie i dobrze byłoby przeżywać ciążę z ukochanym mężczyzną u boku, rozrywa mnie literalnie na kawałki.

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?