A dokładniej: po co mrozić oocyty, czyli komórki które poprzez wielokrotne podziały i replikacje DNA, tworzą w efekcie komórki jajowe.
Pierwszy powód jest dość oczywisty – aby „zatrzymać czas”, czyli mieć szansę w odpowiednim, wybranym przez siebie momencie życia, na zapłodnienie komórek najwyższej jakości. Często bowiem kiedy jesteśmy najbardziej płodne, nie jesteśmy jeszcze gotowe na macierzyństwo. Biologia nie nadąża za naszymi potrzebami.
Cieszyłabym się, gdyby każda kobieta w okolicach 25 roku życia dowiedziała się o takiej możliwości, mogła dobrze ją zrozumieć i następnie sfinansować z NFZ (marzenia…). Po to, by mogła świadomie podjąć decyzję o macierzyństwie i zabezpieczyć się na przyszłość. W najgorszym razie komórek nie wykorzysta, albo przekaże je jako dawczyni innej kobiecie.
Drugi powód przemawiający za mrożeniem oocytów dotyczy kobiet, które chcą samodzielnie sprowadzić dziecko na świat. W Polsce, gdzie procedura in vitro jest dla singielek nielegalna, zamrożenie oocytów ma dodatkową korzyść. Otóż w pełni legalne jest przesłanie zamrożonych komórek zagranicę, do kraju gdzie zapłodnienie z dawcą dla samotnej kobiety jest medycznym standardem. Tam – w dalszej kolejności – może nastąpić zapłodnienie komórek i później transfer zarodków. Dodatkowym plusem tej sytuacji jest też to, że nie przechodzi się wówczas przez stymulację hormonalną przy każdej próbie in vitro, tylko raz przed procedurą pobrania komórek.
Wyjazd do zagranicznej kliniki konieczny będzie w takiej sytuacji minimum dwa razy – raz aby wybrać dawcę i podpisać wszystkie dokumenty, drugi raz aby dokonać transferu zarodka. Znika zatem potrzeba długiego pobytu, związanego z monitoringiem stymulacji hormonalnej. Marne to pocieszenie, ale zawsze jakiś plus tej skomplikowanej procedury.
O samej procedurze mrożenia komórek niebawem, bo rozpoczynam ją już za kilka dni.