Pierwsza inseminacja

P

Czasem sobie myślę, że o tych moich przebojach z domową inseminacją można by nakręcić całkiem niezły serial. Hit Netflixa normalnie…

Pierwsze zaskoczenie to wielkość przesyłki. Jak się domyślacie, sama objętość nasienia jest niewielka, mam wrażenie że mniejsza niż przy klasycznym wytrysku. No, ale liczy się jakość, nie ilość 😉 Jadąc odebrać przesyłkę, spodziewałam się że zmieści się ona do plecaka. Niby coś tam wiedziałam, że ciekły azot etc., no ale ile tego opakowania mogło być potrzebne? Otóż… dużo. Przesyłka przyszła w plastikowym baniaku, który skrywał metalową kankę, wypełnioną ciekłym azotem. Całość ważyła ok 15 kg i zmieściła się jedynie na tylnim siedzeniu samochodu. Wyglądało to kosmicznie, zwłaszcza oblepione wielkimi naklejkami, że w środku znajduje się „human tissue” i że ostrożnie, wszystko oplombowane etc. Czułam się jakbym tam wiozła płód, a nie plemniki 😉 A gdybyście widzieli minę kierowcy Ubera…

Drugie zaskoczenie to brak instrukcji. Spodziewałam się sprzętu, który ułatwi wykonanie całego zabiegu. Instrukcji pisanej, nawet obrazkowej. Nie tylko dotyczącej samej inseminacji, ale nawet tego jak się zachowywać z tym ciekłym azotem. A tu nic. Więcej miejsca poświęcili procedurze zwrotu pojemnika z azotem, niż temu jak tę cholerną inseminację przeprowadzić. Tu jednak ważna uwaga: tak to wygląda w European Sperm Bank, z którego korzystałam. Szybki research w sieci pokazał, że w Cryosie – drugim dostępnym łatwo w Europie banku – na stronach internetowych są nawet filmiki instruktażowe, a w przesyłce znajduje się sprzęt ułatwiający procedurę.

Brak instrukcji spowodował, że przeryłam internet. Dotarłam do bardzo dziwnych stron, np. takich na których mężczyźni oferują swoje nasienie (serio – nie polecam). Jednak to właśnie tam znalazłam poradę, którą zastosowałam. I tu kolejna iście serialowa scena – do podania nasienia najlepszy jest… aplikator do syropu dla dzieci. Już nigdy nie spojrzę tak samo na panadol w syropie…

Ciekawa jest też liczba teorii, które mają teoretycznie pomóc w zapłodnieniu. Świeca, leżenie z nogami do góry, orgazm, nie wstawanie z łóżka przez kilka godzin, podejście „duchowe”, podejście „praktyczne”…. cóż, każdy musi sobie wypracować swoje. Myślę jednak, że za pierwszym razem trudno o duchowe przeżycie, jest stres, napięcie żeby nie zmarnować owulacji, nie zmarnować nasienia, nie poparzyć się azotem i zrobić wszystko jak trzeba. Ja dodatkowo byłam na telefonie ze swoją lekarką. I nie, nie było w tym nic intymnego i uduchowionego… w trakcie rozmowy jechała samochodem, a w tle słyszałam jej dzieci 🙂

Chciałabym, aby kolejne inseminacje nie były potrzebne. Bardzo. Ale staram się nie napinać, przyjmować z akceptacją to co przychodzi. Wiem też, że ewentualne kolejne będą prostsze, mniej nerwowe. Mam jednak nadzieję, że z tych moich przygód powstanie co najwyżej miniserial, albo nawet film krótkometrażowy, a nie Moda na sukces 😉

About the author

mama_sama

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?

Add comment

By mama_sama

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

About Author

Przyszedł w moim życiu moment, kiedy zaczęłam rozważać samodzielne macierzyństwo. Nie dlatego, że zawsze tak chciałam, czy tak to sobie zaplanowałam. Niestety nie na wszystko w naszym życiu mamy wpływ.

Decyzja o samodzielnym sprowadzeniu na świat dziecka nie jest łatwa na wielu płaszczyznach: emocjonalnej, prawnej, medycznej, finansowej, a w końcu także jej odbioru społecznego. Ale czy to oznacza, że mam rezygnować?