„Spotkamy się na wino w weekend?” – zapytał.
Zastanowiłam się. Lubiłam go, dobrze się przy nim czułam. Ładnie pachniał, dobrze przytulał, śpiewał przy myciu rąk Beatę Kozidrak, a w lesie na spacerze wyciągał z plecaka butelkę wina i kubeczki.
Tyle, że w moim życiu niespecjalnie było dla niego miejsce. Odkąd podjęłam działania, by stać się mamą, wszystko się pozmieniało. Zresztą, tak naprawdę nigdy nie traktowałam tej znajomości perspektywicznie, wydaje mi się że za obopólną zgodą. Ale jak mu to tak wprost powiedzieć?
„Wiesz, teraz nie mogę pić wina” – zrobiłam wstęp, szykując się do spuszczenia bomby. „No i niestety muszę wykluczyć seks” – rzuciłam granat. „No a tak w ogóle, to staram się zajść w ciążę” – zrzuciłam bombę. Trafiony zatopiony. Wiecie jak ucieka zając przed zagrożeniem? Szybko, zakosami 😉
Będzie miał co opowiadać kolegom. Nie opowie im jednak o innej bombie, którą ktoś inny zrzucił na mnie kilka miesięcy temu. Nie opowie, bo zwyczajnie o niej nie wie. Nie pokazuję dziury po niej już nikomu.